Zaręczyny to przecież taki przepiękny dzień w życiu każdej kobiety! Te bukiety kwiatów, ukochany, klęczący na jednym kolanie, muzyka w tle, przepiękne widoki... Dzień niczym z romansu, dzień, do którego ukochany mężczyzna przygotowuje się miesiącami, kupuje najdroższy pierścionek u najlepszego jubilera, największy bukiet czerwonych róż, wydaje miliony monet tylko po to, by jego kobieta była najszczęśliwsza na świecie, bo w końcu każda kobieta właśnie tego pragnie. Pragnie, by cały świat dowiedział się o tych zaręczynach, a najlepiej, jeśli od razu ten świat to zobaczy. Bo intymność tego dnia gdzieś zanikła, już nie przeżywamy go we dwoje, a najlepiej właśnie, gdy dzieje się to przy świadkach - i to nie przypadkowych, ale wcześniej zaplanowanych. Pytanie tylko: po co?

Praktycznie każda mała dziewczynka marzy o bajkowym ślubie, romantycznych zaręczynach i księciu na białym koniu. Oczywiście życie wszystko weryfikuje, więc albo marzenia całkowicie się zmieniają, albo to rzeczywistość nas przytłacza i książę na białym koniu okazuje się być błaznem na motorynce, romantyczne zaręczyny w restauracji pod wieżą Eiffel (albo na tejże wieży) zamieniają się w proste Zostań moją żoną, rzucone przy kawałku pizzy w podmiejskiej knajpie. Wiadomo, dla jednej osoby jest to szczyt marzeń, dla drugiej - śmiech na sali. Nie ma jednak czegoś takiego, jak wzór na zaręczyny idealne. Nie ma i już. Można jedynie stworzyć subiektywny przepis na najszybciej zepsute zaręczyny, co właśnie zamierzam zrobić. Cóż, do dzieła, pierścionki w dłoń, naprzód marsz!

OŚWIADCZYNY (NIE) MILE WIDZIANE

kochaj, ale się nie oświadczaj!


Na różnego rodzaju oświadczyny natknąć można się wszędzie - w telewizji, książkach, w internecie. Codziennie ktoś się zaręcza, co jakiś czas są to nasi znajomi, a jak dobrze pójdzie, to raz w życiu jesteśmy to my sami. Sposobów jest mnóstwo, chociaż mam wrażenie, że nie wszystkie zostały odkryte przez społeczeństwo - codziennie ktoś wymyśla coś nowego, z jednej strony to piękne, a z drugiej - niestety - przerażające. Ukochany może nas zaskoczyć. Jeśli będzie to miłe zaskoczenie to pół biedy, ale co, jeśli pójdzie o kilka kroków za daleko? Jeśli o jeden, to może jeszcze damy radę pociągnąć go za łokieć. Kilka i już nie dosięgniemy.

Zjawiskiem, którego nie potrafię zrozumieć, są oświadczyny na wizji, oświadczyny przy publiczności - i nawet nie chodzi o te w knajpie czy właśnie pod jakimś obiektem muzealnym czy innym historycznym, ale o tych, które mrożą krew w żyłach, jak stadiony, koncerty, występy w telewizji. Osobiście - nie mam pojęcia co bym zrobiła, ale liczę na to, że jednak w przyszłości mój facet będzie wiedział, że zaręczyny przy widowni mogą skończyć się ucieczką z krzykiem. No, ewentualnie bez krzyku, bo wtedy się szybciej ucieka...

Społeczeństwo ma tendencję do ogólnego ekshibicjonizmu emocjonalnego - publikuje w sieci zdjęcia i teksty związane z każdą, nawet najkrótszą chwilą swojego życia. Zaręczyny? Najlepiej zrobić zdjęcie w chwili, w której facet się oświadcza. Ciąża? Ach, który znajomy nie opublikował pierwszego zdjęcia z USG swojego dziecięcia? Oczywiście Facebook rejestruje wszelakie zmiany statusów - i o ile potrafię jeszcze zrozumieć zmianę na w związku, zaręczona czy w związku małżeńskim - o tyle nie widzę żadnych racjonalnych powodów, by chwalić się zakończono związek z.... Nie wiem, mamy współczuć? Pytać dlaczego? Nie, lepiej nie pytać - w końcu i tak odpowiesz, że to prywatna sprawa...

Będą już ze trzy lata, gdy po raz ostatni widziałam takie komercyjne zaręczyny - w programie Dzień dobry TVN, na szczycie jakiejś tam polskiej góry. Co to było? Gubałówka? Nie ważne, ważne, że wszystko zostało wcześniej zorganizowane, a biedna dziewczyna nie umiała w pierwszej chwili wydusić z siebie słowa. Znowu było mnóstwo czerwonych róż, serduszka, piękny widok i... miliony telewidzów. Gapie. W cholerę i jeszcze trochę. Przypadkowi zwiedzający, a także ci, którzy zwyczajnie siedzieli przed telewizorami. Padło pytanie, zapadła krótka i bardzo niezręczna cisza, aż w końcu wydusiła to tak, chociaż kto wie, czy zrobiła to pod presją telewizji czy naprawdę chciała właśnie takich zaręczyn.

Będzie chyba z sześć lat, jak w Telewizji Polskiej leciał program Bitwa na głosy, a po jednym z występów chłopak z widowni oświadczył się dziewczynie, która występowała z jedną z drużyn. Też wszystko zostało wcześniej zaplanowane, prowadzący zaprosili go na scenę, a on przyszedł z bukietem czerwonych róż, bo przecież innych kwiatków ludzie nie znają. Dlaczego to nie mogą być tulipany albo frezje? Róże w innym kolorze? Przepiękne piwonie? Czy naprawdę kobiety kochają tylko czerwone róże? Kwiatów jest mnóstwo, więc jestem pewna, że jednak dla sporej części kobiet te czerwone róże wcale nie są tak wyjątkowym kwiatem. Warto zastanowić się czy aby na pewno Twoja ukochana uwielbia właśnie te kwiatki, a nie inne. Może wolałaby dostać żółte gerbery? Duży bukiet białych konwalii? Różowego hiacynta w ozdobnej doniczce? Warto znać upodobania ukochanej.

Spójrzmy jednak na medialne zaręczyny z nieco innej strony.

Jakiś czas temu dobra znajoma podesłała mi filmik z naprawdę nieudanych zaręczyn. Mężczyzna postanowił oświadczyć się ukochanej na boisku. Znowu ten sam motyw - bukiet kwiatów, uklęknął przed nią na jedno kolano, wyciągnął przed siebie pudełeczko z pierścionkiem, zadał pytanie, na co dziewczyna... odwróciła się na pięcie i uciekła. Wielka konsternacja, dopiero później ludzie zaczęli ją gonić. Czujecie presję, jaką musiała odczuwać? Nie dość, że facet oświadczył jej się na wizji, chociaż wychodzi na to, że wcale tego nie chciała - o ile w ogóle chciała się zaręczyć - to jeszcze ludzie zaczęli ją gonić, tym samym naciskając na jej decyzję, wręcz zmuszając ją do podjęcia jedynej, jakby się wydawało, słusznej decyzji. Biedna, bo wychodzi na to, że jej ukochany nawet jej nie zna. I jak tutaj tworzyć związek? 

Małżeństwo to ponoć pokrewieństwo dusz - i nie chodzi tutaj o to, by lubić to samo, robić to samo i spędzać razem każdą wolną chwilę. Nie. Prawdziwy związek to ten, w którym ludzie rozumieją się na tyle dobrze, by wiedzieć, jaki kompromis będzie najlepszy i czego druga połówka może chcieć, nie musieć tego sygnalizować neonami i plakatami w stylu kup mi kwiatki, dupku. Miłość to nie obdarowywanie się prezentami na prawo i lewo, bo czasami ważniejsza jest obecność czy prosta rozmowa. Jesteśmy różni, różne mamy priorytety, różne marzenia i w różny sposób podejmujemy decyzje. W miłości najważniejsze jest to, by wiedzieć, który krok będzie dobrym krokiem - jedna kobieta może oszaleć z radości, gdy ukochany postawi na ekshibicjonizm i oświadczy się przy setkach, a nawet tysiącach zupełnie obcych ludzi, druga, jak dziewczyna na filmiku poniżej, weźmie gitarę i rozwali ją niedoszłemu narzeczonemu na głowie. Ty po prostu musisz wiedzieć czy Twój krok jest dobry, czy przypadkiem nie zniszczy Waszego szczęścia.

Oświadczyny (nie) mile widziane... Sam zdecyduj czy swoim pomysłem dodajesz nie czy jednak uda Ci się podjąć dobrą decyzję. Nie szalej za bardzo, po prostu kochaj. I zastanów się, bo może Twojej ukochanej wystarczy bez słów podsunięty pierścionek przy wypadzie na kawę. A może warto poświęcić jej ulubioną książkę, znalezioną gdzieś w antykwariacie i kupioną za grosze? Bez względu na to, jak kocham książki - takie oświadczyny w pełni by mnie kupiły.


Teraz kolej na Twój krok. Dobrze się zastanów, czy to nie będzie nadepnięcie na minę. I uważaj, one lubią wybuchać z hukiem.




tekst z dnia: 14.02.2017