Tak mi szybko czas ostatnio leci, że ani się obejrzałam, a... przegapiłam urodziny bloga! Rozumiecie to? Wyrodna matka ze mnie - zapominać o urodzinach własnego dziecka. Tyle, że to nie do końca tak jest, jak wygląda - niby rano wstałam i pamiętałam, że cholera, dzisiaj mamy urodziny!, ale później był alergolog, później biegłam do dentysty... a potem chciałam już tylko zakopać się pod kołdrę i obudzić się za tydzień, gdy już będzie po - mam nadzieję - ostatniej wizycie. W natłoku zajęć wszystko zwyczajnie wyleciało mi z głowy. Nic nowego.

Wychodzę jednak z założenia, że lepiej późno niż wcale, a to oznacza, że nie ważne kiedy, ważne że w ogóle coś postanowiłam ogarnąć. A uwierzcie mi - ostatnio nie mam na nic ochoty. To nawet nie tak, że nie mam siły - nie mam chęci! Najmniejszych! Najgorsze w tym wszystkim jest to, że kompletnie mnie to nie interesuje, nawet nie mam wyrzutów sumienia, bo mam wyrzuty w innym kierunku... Połowa roku zawsze bywa dla mnie dosyć trudnym czasem - wiecie, jedni w grudniu/styczniu robią sobie podsumowania roku, myślą czy ich życie ma sens i tak dalej (pomijając tych ludzi, którzy cały czas o tym myślą), a mnie to trafia zawsze w czasie wakacji i tuż przed nimi. Czasem dochodzę do wniosku, że wakacje u mnie nie mają prawa bytu - za dużo czasu do myślenia, za mało działania. No nic.

Nie wiem czy wiecie, ale w piątek minęły... CZTERY LATA, odkąd jestem z Wami! Cztery lata blogowania, pisania tekstów, wrzucania zdjęć, wymyślania nowości, reklam... Cztery lata, kupa czasu. Nawet nie wiecie, jak wiele rzeczy się w tym czasie wydarzyło. Wiecie? Pewnie nie wiecie, dlatego postanowiłam zrobić krótkie podsumowanie - nie tylko blogowe, ale również życiowe. Wiele się zmieniło, ale nie wiem ile na lepsze, a ile na gorsze. Zrobimy krótkie podsumowanie i małą historię bloga. Mam tylko nadzieję, że Was nie zanudzę.

CZTERY LATA,

czyli 1461 dni blogowania

Uwierzycie w to? Tyle dni, tyle postów, prób, pomysłów... Tyle chwil zwątpień! Nie ma co się oszukiwać, że od początku z pełną werwą prowadziłam bloga i nigdy się nie wahałam czy to jest to, co lubię. Ile miałam prób, by zacząć od nowa, albo chęci, by to wszystko rzucić w cholerę. Przecież nie będę się oszukiwać - ani siebie, ani Was - wszyscy to widzieli, wszystko widać na blogu. Nawet ostatnio przycichłam, bo w planach miałam naprawdę duże zmiany, ale - jak widzicie na załączonym obrazku - wszystko pozostało po staremu.

Przez ostatnie cztery lata usunęłam około dwudziestu, może nawet trzydziestu postów - chociaż naprawdę tego nie popieram - usuwania i dodawania - to jednak nie mogłam się powstrzymać, bo gdy zaczynałam po raz pierwszy od nowa, to wpadłam na pomysł, by wszystkie posty ukryć, a te niepotrzebne wykasować, no bo nawet jeśli będę chciała ponowić publikację starych, no to te mi się nie przydadzą. Guzik prawda. Strasznie żałuję, że usunęłam calutki cykl niedzielnych inspiracji, które to publikowałam przez jakieś pół roku, a może i dłużej. Wciąż się zastanawiam czy nie wrócić do tego cyklu - a raczej: czy nie zacząć go od początku, ale na nieco innych zasadach. Kto wie, zobaczymy.

Przez ponad dwa lata mogliście publikować komentarze za pomocą bloggera, a więc tak, jak to zwykle bywa na blogach tejże platformy. Później - chociaż trochę niechętnie i bez przekonania - zdecydowałam się, by w końcu przejść na diqus. I przyznam szczerze, że nawet tego nie żałuję, chociaż wciąż nie do końca potrafię go ogarnąć - widocznie jestem technicznym ignorantem, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie.

Przez ostatni rok walczyłam z własną domeną, ale jak widzicie na załączonym obrazku - WALKĘ PRZEGRAŁAM Z KRETESEM. Wiecznie wyskakiwał mi jakiś Bład13 czy inne cholerstwo, którego nikt nigdy nie miał, nikt nie napisał żadnego poradnika, jak sobie z nim poradzić... Cisza kompletna. Niestety, czas domeny się skończył, a ja nawet nie miałam siły, by znów ją wykupić - bo i po co, skoro nie mogłam z niej korzystać? Może w przyszłym roku wrócę do zabawy z domeną, jak uporam się ze wszystkim, co teraz jest wokół mnie.

Przez całe cztery lata blogowania zdobyłam ponad 105 tysięcy wyświetleń. Wiem, że sporo blogerów, tym bardziej tych z długim stażem, zdobywa tyle wyświetleń tygodniowo, a czasami nawet dziennie, a ja zdobyłam je przez cztery lata. Nieważne. 105 tysięcy w cztery lata to dla mnie piękny wynik, ale przede wszystkim jakaś mała świadomość, że jednak tutaj wpadacie, zaglądacie i może czytacie. I wiecie co? Kiedyś w końcu moje statystyki skoczą, zamiast drobić w miejscu niczym gejsza.

Przez cztery lata blogowania opublikowałam prawie dwieście postów, z czego - na chwilę obecną - na blogu dostępnych jest jedynie 161 postów, w tym najwięcej z roku 2014, bo aż 57. Liczyłam na to, że teraz uda mi się pobić rekord, ale jeśli dobrnę do 30 to będę z siebie naprawdę dumna. Bo nie wiem czy wiecie, ale dzisiejszy post jest dopiero dziewiątym postem w tym roku. Mam nadzieję, że w końcu się ogarnę i zacznę wszystko publikować tak, jak powinnam to robić do tej pory.

Przez ostatnie cztery lata 653 osoby polubiły blogowy fanpage, chociaż ostatnio on również przechodzi jakiś kryzys, który obiecuję przełamać. Obserwując moich ulubionych blogerów widzę, że przecież mogę pisać o wszystkim, nie tylko o samym blogowaniu. Muszę tylko zacząć o tym pamiętać, więc trochę to jeszcze potrwa. Ale obiecuję poprawę!

Nie wiem czy wiecie, ale w tym samym czasie, gdy zakładałam blog, założyłam również swój instagram - z tym, że założyłam go pięć dni wcześniej. A raczej ze dwa tygodnie wcześniej, ale dopiero drugiego lipca 2013 roku dodałam pierwsze zdjęcie. Uwielbiam przeglądać instagram, choć coraz trudniej jest mi się dostać do tych początkowych - w końcu muszę się przedostać przez (na chwilę obecną) 2646 zdjęć. Czasem jak oglądam te pierwsze to widzę, jak wszystko się zmieniło - jak ja się zmieniłam, jak poszłam do przodu, chociaż wciąż często się potykam i coś mi nie wychodzi, ale zawsze z pokorą staram się przyjmować konstruktywną krytykę. Wiadomo, czasem krytyka boli i nie chcemy jej do siebie dopuścić, ale jednak często się przydaje. Wracając jednak do zdjęć - widzę zmianę w edycji, w ich robieniu, kadrowaniu. Zmianę w ich jakości, bo te początkowe nie miały ani ładu ani składu. Teraz czasem też go nie mają, ale bywa dużo lepiej. Ja to widzę.

W ostatnim czasie dużo bardziej poświęciłam się działalności instagramowej niż tej blogowej, stąd właśnie mniej mnie tutaj i na fanpage'u. Powoli jednak planuję wracać i stopniowo wprowadzać zmiany, by nieco uporządkować ten mój piekielny chaos. Nie oszukujmy się - humanistkę na obcasach można by było nazwać blogowym chaosem - wszystkiego jest pełno, a jak wiemy: jeśli coś robi wszystko, to nie robi nic. Albo raczej - jest do dupy, ale nikt nie chce tego przyznać. Mój książkowo-życiowo-ślubowo-jedzeniowo-podróżniczy pierdolnik (to tak w skrócie) przejdzie zmianę, choć wciąż zostanie w podobnej formie - dużo prościej będzie można się odnaleźć w tym, co do tej pory mogło sprawiać mniejsze lub większe trudności. Obiecuję poprawę!

Przez cztery lata miałam wzloty i upadki. Obecnie upadłam najmocniej, ale to oznacz tylko tyle, że teraz pozostaje mi jedynie powoli się dźwigać i zaszaleć. Myślicie, że dam radę?

Rok temu dostałam się na See Bloggers do Gdyni - pojechałam i był to czas do przemyśleń, naprawdę wielu przemyśleń. W tym roku zgłosiłam się zarówno do Blog Conference Poznań, jak i kolejnej edycji See Bloggers. Liczyłam także na Blog Forum Gdańsk, ale... cóż, na BCP się dostałam i na SB też mogę jechać. Problem polega na tym, że do Poznania nie dałam rady dojechać przez zajęcia na uczelni, a do Gdyni nie pojadę, bo kilka innych spraw się skomplikowało. Gdańsk również pozostaje w marzeniach przyszłorocznych, bo w tym samym terminie liczę na obronę na studiach, a wiadomo, są rzeczy ważne i ważniejsze. W przyszłym roku będzie lepiej. 2018 rok będzie pod znakiem blogowym, słowo!

Z rzeczy nieco mniej związanych z blogiem - w tym roku dostałam zaproszenie na Międzynarodowy Festiwal Fotograficzny na Sycylii. Niestety, nie wypaliło, ale pozostaje sama świadomość, że to zaproszenie do mnie trafiło. Wiecie, jak wiele to dla mnie znaczy? Choć wiele mogę zarzucić mojemu fotograficznemu warsztatowi to jednak ktoś mnie docenił. Niesamowite uczucie. Tak samo, jak to, gdy w 2016 roku mój niedokończony tekst wygrał konkurs - chociaż jest to jedynie strona, która pozostawia wiele do życzenia, to jednak dla mnie to kolejna rzecz, która wiele dla mnie znaczyła. Kolejny raz zostałam doceniona, w taki czy inny sposób.

Cztery lata to naprawdę dużo czasu. Dużo wspomnień. Wzlotów, upadków, radości i smutków. Kawał czasu. Mam nadzieję, że za kolejne cztery lata znowu będę mogła tutaj podsumować działalność bloga, a może nawet będę mogła pochwalić się czymś więcej? Zobaczymy.

Dziękuję Wam, że ze mną jesteście!

xoxo