źródło zdjęcia: unsplash

Nie ścigaj człowieka, który postanowił od Ciebie odejść. Nie proś, żeby został. Nie błagaj o litość. On pojawił się w Twoim życiu tylko po to, żeby obudzić w Tobie to, co było uśpione. Muzykę, z której nie zdawałeś sobie sprawy. Jego misja jest zakończona. Podziękuj mu i pozwól odejść. On miał tylko poruszyć strunę. Teraz ty musisz nauczyć się na niej grać.
~ Maria Pawlikowska-Jasnorzewska


Czasem wydaje mi się, że za łatwo się poddaję. Może nie tylko ja, może to po prostu ludzka przypadłość? Poddawanie się, gdy coś nie idzie po naszej myśli. Zmiany, ucieczki, odcinanie się od czegoś, co nam po prostu nie wyszło, od czegoś, co potrzebuje więcej czasu, by osiągnąć pożądany efekt. Chcemy wszystko mieć na już, na teraz. Czekanie nas odrzuca i zniechęca. Właśnie tego nauczył nas dwudziesty pierwszy wiek - pośpiechu. Wszystko mamy od ręki, bo informacji dostarcza nam niezastąpiony wujek Google, a wiernie służy mu cudowna ciocia Wikipedia. Po co szukać rzeczy w encyklopedii, skoro wystarczy wystukać je na klawiaturze komputera bądź przez ekran telefonu? To wszystko wygląda trochę tak, jak z pisaniem tradycyjnych listów - niby większość osób uważa, że to piękne, cudowne i szkoda, że się tego nie praktykuje, ale jakby zaproponować im wymianę listową to zawsze jest jakaś wymówka i propozycja brzmiąca: a może mejl?. No niestety.

Ze mną trochę też tak jest, że chcę żyć w spowolnionym tempie, a jednak nie do końca mi to wychodzi, bo chciałabym tak, jak wszyscy - na już. Domagam się sukcesów, wyników, wszystkiego na już, nawet jeśli na wiele rzeczy potrzeba czasu. Dużo czasu. Z blogiem mam to samo, a może właśnie wszystko w głównej mierze jego dotyczy?

Miałam wiele planów, choć w ostatnim czasie jedyne czego chciałam, to zamknąć tego bloga, by otworzyć innego. Zacząć od nowa, mieć czystą kartę. Wymyśliłam nawet kilkanaście nowych adresów, zrobiłam nagłówki, katowałam tym wszystkim znajomych, a później... zaczęłam zastanawiać się czy aby na pewno chcę tak po prostu zamknąć ostatnie prawie cztery lata, by zacząć coś nowego. I to z jakiego powodu? By blog od początku wyglądał tak, jak bym tego chciała, bez słabych i niepotrzebnych postów, z większą ilością komentarzy, z czymkolwiek, co miałoby wyglądać nieco lepiej niż w obecnej odsłonie?

Zostaję tutaj. 

Nie wiem czy jest to decyzja podjęta pod wpływem chwili czy niedługo jednak nie zmienię zdania i nie założę czegoś nowego. Nie wiem. Póki co - nie chcę przekreślać ostatnich czterdziestu pięciu miesięcy, prawie czterech lat, niespełna dwóch setek postów, paru tysięcy komentarzy, dwustu obserwatorów... To wszystko to dla mnie nie są jakieś tam liczby. To coś, co dużo dla mnie znaczy, ale przede wszystkim - to moje wspomnienia. A wspomnienia warto zachowywać.

Niedługo ruszam z nowymi postami. Gotowi?


Miłego dnia!