Zapewne wszyscy znacie słynny utwór zespołu Czerwono-czarni, w wykonaniu Kasi Sobczyk, w którym to dowiadujemy się, że Trzynastego wszystko zdarzyć się może, trzynastego świat w różowym kolorze. Każdy z nas ma również znajomych - lub przesiaduje w takich grupach - którzy musieli dzisiaj napisać na Facebooku dzisiaj piątek trzynastego albo jak wam mija piątek trzynastego albo cokolwiek innego, byleby tylko podkreślić "ważność" tego dnia. A przecież piątek trzynastego to taka sama data, jak wtorek dwudziestego ósmego, jedynie ideologię dopisujemy sobie my sami. 

Nie oszukujmy się, pechowy dzień to tylko wytłumaczenie.

Zawsze musimy na coś zwalić nasze niepowodzenie. Nie mam zadania domowego, bo pies je zjadł, nie nauczyłam się na egzamin, bo bolała mnie głowa, samochód mi się zepsuł, bo piątek trzynastego, nie mam prezentacji, bo padł mi twardy dysk. Przykłady można mnożyć, są niekończącą się historią. Tylko dlaczego są one bajką? Bo wszystko to w pewien sposób nasza wina. Może i nie zepsuliśmy komputera, ale prezentację można było wykonać od razu, bo poznaniu tematu, a nie czekając na ostatnią chwilę. Na egzamin również nie mamy tylko jednego dnia, a często są to długie tygodnie. Samochód również nie psuje się od razu, zawsze posyła nam delikatne sygnały, że halo, weź mnie do lekarza, bo coś mnie boli! - przecież uszczelka w drzwiach nie pękła od razu, przecierała się już od paru tygodni, aż w końcu miała dosyć. A może zamarzła i dostała za dużo ciepła? Nie sprawił to jednak piątek trzynastego, a jeśli wydarzyło się to właśnie w ten dzień to jest to tylko i wyłącznie przypadek

Trzy razy upuściłam dzisiaj telefon. No, może dwa. W każdym razie ciągle wypadał mi z ręki i upadał na panele. Za pierwszym razem narobił takiego rabanu, że od razu pomyślałam sobie kaplica, po telefonie, niech mnie ktoś zabije, ale okazało się, że to tylko fałszywy alarm, telefon ma się dobrze. Za drugim razem znowu podnosiłam go z drżącym sercem, ale znów dał radę. Nawet przez moment nie pomyślałam, że znowu ten cholerny piątek trzynastego, a przecież mogłam, bo później jeszcze trzy razy upuściłam paczkę z truskawkową herbatą, sztućce, prawie wylałam kawę, mam czterdziestostopniową gorączkę, a także skręciłam kostkę stojąc na przystanku. Stojąc, nie chodząc. Wszystko mogłabym zwalić na to, że dzisiaj och nie! Jest piątek trzynastego!, ale przecież to nie prawda, to nie wina tego dnia. Mam gorączkę od tygodnia, nie od dzisiaj. Telefon nie upadł mi po raz pierwszy, a jak ostatnio wylałam kawę to zalałam pół stołu, gazetę i wspomnianą wcześniej komórkę. Teraz nie wylałam, a byłabym to zrobiła. Kostka, chociaż w moim przypadku to tragiczne wydarzenie, również nie została skręcona po raz pierwszy. To moja tradycja od czterech lat - wykręcam dokładnie tę samą kostkę, przez co rok temu lekarz wsadził mi ją do gipsu i miałam dwa miesiące wolnego od nauki i studiów, a to nie skończyło się dobrze. Dzisiaj historia mogła się powtórzyć, więc od razu wybrałam się do apteki po altacet, bandaż i gazę, by zacząć sobie robić okłady.

Mam piątek trzynastego taki, jaki sama sobie stworzyłam, a nie jaki stworzyły mi przesądy

Jeśli czarny kot przebiegnie Ci przez drogę to się nie przejmuj, widocznie wraca do domu. Przesądy to tylko nasz wymysł, a prawda jest taka, że im bardziej w coś wierzymy tym większe prawdopodobieństwo, że tak się stanie. Sprawdzone!

Następnym razem nie traktuj tego dnia, jako życiową tragedię. Pomyśl sobie, że to piątek jak każdy inny, data jak każda inna. Czarny kot przebiegł, bo przebiegł, a jedyną krzywdę, jaką może Ci zrobić stłuczone lusterko to to, że poprzecinasz sobie palce, kiedy będziesz je zbierać. Mojej kostki nie skręcił dzień, a śnieg i nieuwaga. Tak bywa. Każdego dnia mamy jakieś drobne krzywdy i rzeczy, które nam się nie udają. Po prostu przestańmy je wyolbrzymiać, gdy nadchodzi TEN dzień. 

Będzie nam się żyło lepiej, serio.