Tuż po świętach dostała, delikatnie mówiąc, po dupie. Tak po prostu. Przez jeden moment całe życie przeleciało mi przed oczami, a strach ścisnął gardło i zwyczajnie sparaliżował. To była chwila na przejściu dla pieszych. Cud, dzięki któremu uniknęłam wypadku i wciąż mogę nadawać do Was ze Śląska. 

Wyszłam na zakupy do sklepu, który znajduje się po drugiej stronie ulicy. Czekałam aż światła zmienią się korzystnie dla mnie - gdy będę mogła przejść na zielonym, jak przystało na przepisowego obywatela. Traf chciał, że akurat to skrzyżowanie ma jakąś wadę, a przynajmniej jego sygnalizacja świetlna jest coś "nie tego". Dlaczego? Bo jednocześnie zielone światło mają ci, którzy przechodzą przez pasy, a w tym samym czasie samochody mogą wyjechać z osiedla... wprost na pasy. Generalnie zanim ktoś dobrze się rozpędzi to już musi się zatrzymać, więc właściwie przejście powinno być bezpieczne. Powinno, ale nie jest. Parę lat temu - może z dziesięć, gdy światła inaczej działały - czerwony, sportowy samochód o mało mnie nie zmiótł z drogi. Na całe szczęście zdążyłam się zatrzymać, ale nieprzyjemne wspomnienie pozostało. Później - ze cztery lata temu - jakiś samochód zmiótł mężczyznę nie z ulicy, a z chodnika, gdy ten czekał na zielone światło. To była chwila, która kosztowała człowieka życie. 

I teraz ta jedna, chociaż szczęśliwie zakończona sytuacja, gdy wracałam ze sklepu, przechodziłam przez pasy, przez połowę już przeszłam i... znowu to samo! Znowu czerwony samochód przejechał tuż przede mną, właściwie poczułam, jak otarł się o mój łokieć. W pierwszej chwili nawet nie zrozumiałam co się stało, w drugiej wciąż do mnie nic nie docierało, nawet kiedy kierowca tłumaczył mojemu tacie, że nas nie widział, bo miał zaparowane szyby. Co za wymówka, pogratulować! Przepraszam, zabiłem człowieka, bo szyby mi zaparowały. Gdyby jednak zahaczył, gdyby coś mi się stało... Co wtedy by tłumaczył? Też powiedziałby, że nie chciał, ale szyby były zaparowane? Wymówka, jak u czterolatka. Dlaczego ruszył mimo zaparowanych szyb? Dlaczego nie poczekał, nie jechał wolniej, nie spróbował pozbyć się pary w inny sposób? Dlaczego ruszył, chociaż mogło się to naprawdę źle skończyć?

Kiedy pierwszy szok minął pojawił się strach, bo dopiero zaczęło do mnie docierać co się stało, a raczej co mogło się stać. Nie spałam prawie całą noc, bo przecież wszystkie trupy wychodzą z szafy nocami. Zaczęłam się zastanawiać, ale przede wszystkim ciągle nie umiałam przestać myśleć, a nocami to najgorsze, co można sobie zrobić. Tym razem jednak nocne przemyślenia doprowadziły mnie tutaj, do napisania całości. 

być kierowcą to nie tylko posiadać dokument


W sierpniu dwutysięcznego jedenastego roku zdałam prawo jazdy, w dodatku za pierwszym razem. To już ponad pięć lat posiadania dokumentu uprawniającego do kierowania pojazdami, bo - chcąc czy też nie chcąc - kierowcą nazwać się nie mogę, nawet gdybym bardzo chciała. Dlaczego? Bo nie jeżdżę. Za każdym razem wybieram komunikację miejską, bo jest dla mnie wygodniejsza - nie muszę martwić się o szukanie miejsca parkingowego, nie muszę zastanawiać się czy stanę w korku. Jestem kierowcą od święta i to dosłownie, więc na pewno nie wypuszczałabym się na ulicę w nocy, gdy pada deszcz. To jakbym planowała samobójstwo i morderstwo w jednym. 

Wiecie skąd bierze się najwięcej wypadków samochodowych? Stąd, że ludziom brakuje rozwagi i wyobraźni. Wchodzimy na przejście dla pieszych i już się nie rozglądamy, chociaż powinniśmy. Jedziemy samochodem i nie dostosowujemy prędkości do warunków pogodowych. Wyprzedzamy za wszelką cenę, by być te dziesięć minut szybciej w domu, a ostatecznie kończymy na zderzeniu czołowym albo w rowie, razem z innym samochodem, który przez naszą głupotę zepchnęliśmy na bok. Wpadamy w poślizg, mamy niesprawny samochód. Wierzymy w cuda, wierzymy, że przecież nic nam się nie stanie. Nam może i nie, ale na drodze nie jesteśmy sami - są inni nierozważni ludzie.

Kierowca powinien być uważny. Powinien zachować ostrożność, zwłaszcza wtedy, kiedy ludzie mogą władować się prosto pod koła, bo - nie oszukujmy się! - piesi często zachowują się niczym święte krowy i to oni są główną przyczyną wypadku. Przecież tu były pasy, nie muszę się rozglądać, bo to moje miejsce! No nie, to tak nie działa. Nawet jeśli są pasy - weź się rozglądaj, to nie boli. Nie wchodź na przejście, jeśli widzisz, że jakiś samochód jedzie, jest blisko i nie zamierza się zatrzymać - nawet jeśli to jego obowiązek, by cię przepuścił, a on nie zamierza tego zrobić - nie rób sobie na złość. Wejdziesz prosto pod koła i co ci to da? W najlepszym przypadku lekko się potłuczesz, w najgorszym stracisz życie albo doprowadzisz do stałego kalectwa. Wózek? Łóżko? A co z rodziną? Co z kierowcą, który przez twoją nieuwagę (a może złośliwość?) także został poszkodowany? 

Trauma to potwór, który siedzi w naszej psychice. Może spotkać każdego, a jeśli już się pojawi to warto z nim walczyć. Warto jednak zadbać, by ten potwór nie przyszedł. Jak? Cóż, na pewno myśląc.

Pomyśl, nim wsiądziesz za kierownicę. 


Zastanów się czy nie jesteś zbyt zmęczony, czy na pewno czujesz się na siłach, czy jesteś całkowicie trzeźwy. 
Nie rozpraszaj się, gdy prowadzisz. 
Nie korzystaj z telefonu, ewentualnie zainwestuj w słuchawkę bluetooth lub zestaw głośnomówiący
Miej oczy dookoła głowy. 
Mierz siły na zamiary.  
Bądź rozważny.

Nie rób z siebie świętej krowy.


Nie korzystaj z telefonu, gdy przechodzisz przez jezdnię. 
Miej oczy dookoła głowy. 
Rozglądaj się nim przejdziesz. 
Nie rozpraszaj się. 
Uważaj na samochody.  
Myśl.


Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika patrycja kolibaj. (@sonsdanoite)

Czasem jedna chwila może zmienić czyjeś życie. Jeden zły ruch może sprawić, że czyjaś linia życia stanie się linią prostą. Mamy tylko jedno życie, nie pozwólmy, by zostało przedwcześnie zakończone. Kierowco! Pamiętaj, że bez względu na wszystko to pieszy jest bezbronny - w zderzeniu z samochodem nie ma żadnych szans, to wiele setek kilogramów, które zmiażdżą wszystko, co stanie na ich drodze.

Bądź rozważny, jeździj bezpiecznie, uważaj na siebie i innych.