Spóźniona, przepraszam. Zaczął się listopad, post miał być, wyjątkowo, wczoraj. Nie wyszło, przepraszam. Jest dzisiaj i jest pełen przemyśleń odnośnie dnia wczorajszego - Wszystkich Świętych. Byłam na cmentarzach, obserwowałam ludzi i ich zachowania. Tak powstał ten tekst. Zapraszam do czytania.


 WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH,

wciąż święto czy tylko dzień wolny?




Wszystkich Świętych, jedyny taki dzień w roku, gdy nagle wszyscy ludzie przypominają sobie o zmarłych - przyjaciołach, rodzinie, o samotnych pochowanych. Na cmentarzach jest wysyp ludzi, aż trudno przejść uliczkami, by na kogoś nie wpaść. Groby uginają się pod ciężarem zniczy, dąbków, wieńców. Paradoksalnie - w dzień Wszystkich Świętych cmentarz tętni życiem. Całe rodziny spotykają się nad grobami, zapalają znicze, kładą czwarty dąbek i trzeci wieniec, na siłę wciskają dziesiąty bukiet kwiatów do tego małego wazonu. Wszyscy chcą się pokazać, jednak zapominają, że ta płyta nie jest z gumy, tam nie zmieści się tysiąc rzeczy. 

Zapominamy. Zapominamy, że na cmentarz powinno się chodzić minimum raz w miesiącu, a nie tylko raz do roku. Nie pamiętamy o tym, że to ważne święto, ale święto, które w głównej mierze powinniśmy przeżywać w sobie, a nie na pokaz. Powinniśmy iść na cmentarz nie po to, by wszyscy dookoła zobaczyli, że Kryśka w końcu przyszła do męża, zobacz jak się bździągwa ubrała!, ale po to, by odwiedzić bliskich, którzy odeszli z tego świata - by odwiedzić ojca, za którym tęsknimy, by porozmawiać z dziadkami, których nigdy nie poznaliśmy, albo po to, by opowiedzieć ukochanemu, przedwcześnie zmarłemu dziecku, jak piękny jest świat, ale jak bardzo za nim tęsknimy. Zapominamy, jak naprawdę powinien wyglądać ten dzień i jak my powinniśmy się zachowywać. Nie powinniśmy patrzeć na innych, a na siebie. Inni nie powinni nas obchodzić, ani teraz, ani nigdy. 

Lata temu, gdy pierwszego listopada zdarzały się minusowe temperatury (a czasem nawet śnieg!) na cmentarzach była istna rewia mody. Kobiety ubierały futra, wysokie kozaki, ubrania typowo odświętne, ale takie, by każdy się za nimi obejrzał, a później mógł obgadać przez najbliższy miesiąc. Dzień wcześniej szalały u fryzjera, by mieć uczesanie niczym na arystokratyczne wesele. Makijaże, manicure, pedicure, roboty więcej niż przed własnym ślubem. Mężczyźni zakładali garnitury i najlepsze buty, drogie kurtki. Społeczeństwo stroiło się niczym szczur na otwarcie kanałów, ale... po co? Jaki to ma sens? Zmarły dziadek Janek, babcia Honorata czy ciocia Aniela na pewno nie skomentują Waszego wyglądu. Zakładając, że życie po życiu istnieje to wszyscy, do których przyszliście na groby, mogą jedynie skomentować waszą próżność i pustotę, nic więcej. Nie przychodzisz się pokazać, przychodzisz się pomodlić i odwiedzić zmarłych, nic więcej!

Błądząc po różnych grupach na Facebooku natknęłam się na komentarze typu: wczoraj byłem na grobach, dzisiaj mogę odpocząć albo wczoraj zrobiłem objazd po cmentarzach, dzisiaj mam wolne, idę na grzyby i tak sobie myślę, że gdzieś się w tym wszystkim zagubiliśmy. Zapomnieliśmy o tym, jak powinien wyglądać ten dzień i jaki jest jego cel, jakie ma, a przynajmniej powinien mieć, dla nas znaczenie. To nie ma być kolejny dzień wolny, a dzień dla przemyśleń. Nie musisz być wierzącym, by iść na groby - nie musisz się przecież modlić do Boga. Przecież to dzień, który powinno się spędzić na odwiedzinach tych, których już nie ma. Nie na modlitwie, na odwiedzinach. Zapominamy o tym, co ważne, a przede wszystkim zapominamy też o tym, jak trzeba się zachowywać na cmentarzu. Mam wrażenie, że niektórym kultura została w domu. 

Przykład z dnia wczorajszego - poszliśmy z rodzicami na cmentarz do dziadków. Gdy już z niego wychodziliśmy, lawirując między grupami ludzi, którzy stali na chodnikach i rozmawiali ze sobą, no bo przez cały rok spotkać się nie potrafią, a jak już pojawią się te magiczne słowa - to niesamowite, że się tutaj dzisiaj spotkaliśmy! - to zamiast wyjść razem z tego cmentarza, iść na jakąś kawę czy cokolwiek - bo mamy dzisiaj dużo czasu! - to stoją na tym wąskim chodniku, przeszkadzają innym i plotkują o wszystkim. Ale kiedy już udało się wyminąć jednych i nie wpaść na drugich, moją uwagę przykuła rozmowa babci z wnuczkiem, którzy czytali na głos nazwiska na grobach i... śmiali się. O ile, powiedzmy, mogłabym zrozumieć dziecko - chłopiec miał jakieś sześć, może siedem lat, o tyle babci nie potrafię zrozumieć ni cholery. Kobieta, na oko, po sześćdziesiątce, idzie po cmentarzu i śmieje się z nazwisk zmarłych - he he, Mortka, widziałeś? he he, Mortka, he he. No ludzie, litości!

Idąc na drugi cmentarz, do dziadka, miałam wrażenie, że idę na odpust, bo mijali mnie ludzie z watą cukrową na patykach, torebkami pełnymi słodkich makaroników, pierniczków i gumowych węży. Pod bramą cmentarza, oprócz stoisk z dąbkami i zniczami dla ludzi, którzy nie mieli czasu bądź chęci, by kilka dni wcześniej pojeździć po sklepach, by zrobić zakupy, stały jeszcze dwa stoiska - jeden z kolorową watą cukrową, przy którym była duża kolejka i drugi, z odpustowymi słodkościami, przy którym ciągle ktoś był. Nie przy wieńcach i zniczach, ale przy słodkościach. Pod cmentarzem. Nie rozumiem tego. A może nie chcę zrozumieć? 

Kiedyś Dzień Wszystkich Świętych miał jakich sens, jakiś cel, jakieś znaczenie. Teraz, takie odnoszę wrażenie, jest to po prostu kolejny dzień wolny od pracy i szkoły, a także dzień, w którym można się pokazać. Zapominamy o rzeczach ważnych, ale czas w końcu sobie o nich przypomnieć

Dla siebie. Bo kiedyś to nad Twoim grobem ludzie będą śmiać się z powodu innego nazwiska, albo będą obgadywać Kryśkę z naprzeciwka, albo tego Ryśka z piątego piętra. Będzie tak, jak Ty sam sobie stworzyłeś. Nie pozwól na to, zacznij zmianę już dziś. Zacznij zmianę od siebie.