Witajcie,

coś czuję, że nigdy nie nauczę się systematycznie pisać na blogu, za co bardzo przepraszam tych licznych bądź raczej nielicznych czytelników, którzy mi jeszcze pozostali. Mogłabym w sumie obiecać poprawę, ale co z tego, skoro nikłe szanse na to, że coś się zmieni? Nie umiem być systematyczna, niestety. Staram się i może kiedyś w końcu to naprawię, ale jest to tylko MOŻE.

Dzisiaj natomiast mam kolejne przemyślenia. Tym razem dotyczą one święta, które odbywa się w Polsce 1 listopada i nosi dosyć szumną nazwę - Wszystkich Świętych. Dzień ten mamy już za sobą, bowiem był trzy dni temu, ale jest to idealny moment na przemyślenia odnośnie tego święta. Minęły, więc mieliśmy chwilę czasu aby każdą z sytuacji dokładnie przeanalizować, a teraz na spokojnie można o nich tutaj napisać. A przynajmniej ja mogę. 

Dla mnie Wszystkich Świętych to szumne święto, gdzie większość ludzi zamiast skupić się na odwiedzaniu grobów swoich zmarłych bliskich, próbuje się pokazać z jak najlepszej strony, aby inni widzieli, że mamy pieniądze i gest, kupując olbrzymie dąbki, które nie mieszczą się na grobie, duże palmy, wielkie bukiety kwiatów i ogromne znicze. Upychamy wszystko na tych wąskich grobach, przez co nawet nie widać czyj to grób i rozglądamy się dookoła na cmentarzu, sprawdzając czy wszyscy aby na pewno dobrze widzą kto przyszedł, kto co przyniósł i jaka to cudowna rodzina. Ale chyba nie o to w tym całym święcie chodzi, prawda? 

W tym roku o tym nie pomyślałam, ale już wiem, że na przyszły rok kupię kilka małych zniczy, prostych i jednakowych, tylko po to, by w Dzień Wszystkich Świętych przejść się po cmentarzu i zapalić po jednym zniczu na grobach zapomnianych osób, zwłaszcza małych dzieci. To przerażające, jak idąc cmentarzem widzę te malutkie groby dzieci, które niewiele przeżyły, a rodziny o nich zapomniały. Jak można zapomnieć o swojej rodzinie? Jak można zapomnieć o tym, że ktoś z naszych bliskich leży na cmentarzu i w ten jeden dzień warto by było przyjść go odwiedzić, zapalić znicz i wspomnieć o nim?


Mijałam na cmentarzu mnóstwo ludzi, z których większość była poubierana tak, by się pokazać przed innymi co oni mają, jacy są bogaci i jacy szczodrzy, gdy nieśli dąbki i palmy, które przysłaniały im całą drogę. Czy nie prościej jest kupić mały dąbek i małą palemkę? Umówić się wcześniej z innymi osobami z rodziny, że ten kupuje to, ten to, a tamten to, dzięki czemu nie ma później na jednym grobie czterech dąbków i trzech palm? Sama byłam w tym roku w centrum takiej sytuacji - kiedy rodzina nie potrafi się dogadać, to Wszystkich Świętych faktycznie wychodzi jak stypa, a nie tak, jak powinno. 

W piątek po raz pierwszy od dawna byłam w kościele i spodobało mi się kazanie księdza. W końcu ktoś powiedział to, co sama myślałam - że nie powinniśmy tego święta traktować jak stypę, a raczej jak coś szczęśliwego, radosnego. Bo taka jest prawda. Dlaczego powinniśmy traktować Wszystkich Świętych jak coś smutnego? Owszem, wszyscy ci ludzie od nas odeszli, ale może tam, dokąd poszli, jest im lepiej? Czy nie lepiej jest osobie, która była chora na raka i cierpiała, a teraz odeszła? 

Jesteśmy egoistami, kiedy mówimy o śmierci. Egoistycznie cierpimy, że odeszli nasi bliscy, nie myśląc o tym, że lepiej im będzie tam, dokąd odeszli, niż chorym i umęczonym tutaj. Egoistyczni są też ci, którzy popełniają samobójstwo, bo myślą tylko o tym, że tu im jest źle, a tam będzie lepiej. Nie myślą o rodzicach, przyjaciołach, o bliskich. Wszyscy jesteśmy egoistami, szkoda tylko, że jesteśmy egoistami przez całe życie, bez względu na wszystko.

Egoistyczni.